Bóg przychodzi na świat nagle i po cichu. Powiemy: zwyczajnie. Wszystko wydaje się w historii betlejemskiej tak bardzo dziwne, niedorzeczne i dramatyczne zarazem. Mamy młodziutką żydówkę, która staje się brzemienną, bez pożycia z ukochanym mężczyzną. Pozostanie dziewicą do końca swoich dni. Mamy cieślę, który choć nie zbliżył się nigdy do swojej ukochanej, jest z nią (i pozostanie na zawsze), wierny małżonce i rodzinie, do granic szaleństwa.
Mamy wreszcie Boga, który macha małymi nóżkami i płacze, gdy poczuje głód. Historia soczysta medialnie, chwytająca za serce, nasza historia, bo wkraczający w nią Bóg od początku porusza się ścieżkami naszego człowieczeństwa, bez efektów specjalnych i tanich reklamowych chwytów. Jest tak blisko temu, co nasze, że aż dech zapiera...
Bożonarodzeniowe szopki, pachnące siankiem, z kolorowymi figurkami Świętej Rodziny, pastuszków, mędrców ze Wschodu i domowych zwierząt nie mają prawie nic wspólnego z tym, co wydarzyło się tamtej nocy. Młoda dziewczyna, drżąca z zimna i bólu, rodzi swoje dziecko. Bez akuszerki. Być może tym, który odbierał poród był sam małżonek dziewczyny, Józef. Krew, wody płodowe i muchy. Przerażenie mężczyzny, przecinającego pępowinę, mieszało się z wyczerpaniem kobiety i płaczem nowo narodzonego chłopca. Bóg nie rozpieszcza siebie, podobnie jak nie rozpieszcza tych, którzy decydują się na głębszą z Nim zażyłość. Telewizyjna super niania z przerażenia przecierałaby swoje oczęta. A Monika Olejnik ze łzami w oczach postawiłaby kropkę nad "i", robiąc niezły dziennikarski materiał do tej historii. Oto Boże Narodzenie. Bez makowców, barszczu i uszek, bez pierogów z kapustą i grzybami, bez świerków z lampkami i finezyjnie zapakowanych prezentów.
O czym tej nocy myślała Miriam, spoglądając na małego Jezusa, który jest Synem Bożym? Nie wiem. O czym myślał Józef, patrząc na swoją wyczerpaną długą podróżą i bólem rodzenia małżonkę? Też nie wiem. Ale czy to ważne? W tę chłodną noc wtulali się w siebie, może nic z tego wszystkiego nie pojmując, za to czekając na świt, który przyniesie trochę ciepła i światła. Życie...
Po co to wszystko piszę? Też nie wiem. Betlejem, prawdziwe do bólu, po prostu wzrusza. I przenika mnie osobiście do szpiku kości swoją dramaturgią i nieprzewidywalnością. Bóg, który stał się człowiekiem śpi sobie smacznie a mi się chce płakać i cieszyć zarazem, bo to wszystko dla nas. Betlejem, prawdziwe do bólu nie jest ckliwym reportażem telewizji regionalnej, opowiastką dla dzieci, bajeczką czytaną na dobranoc. W tę noc Bóg staje się jednym z nas. Wchodzi dyskretnie w historię swojego narodu i naszą historię. Pojawia się Światło.
Albert Einstein powiedział kiedyś: "Mamy tylko jedno miejsce na świecie, gdzie nie panuje ciemność. To osoba Jezusa Chrystusa"... Betlejem: prawdziwe do bólu. Jak życie nasze codzienne, w którym Bóg nie przestaje nas zaskakiwać, czyniąc niemożliwe możliwym, skomplikowane prostym, grzeszne świętym...
Ks. R. J. S.